Martin Oliwa przyjechał do Londynu jako fachowiec. W Polsce miał dobrze prosperującą firmę z biżuterią. Nam opowiada jak to się stało, że osiadł w Londynie na stałe i zdobył tytuł najlepszego jubilera w Wielkiej Brytanii.

Jaka jest historia Twojego przyjazdu do UK?

Skończyłem w Polsce szkołę o kierunku złotnik. Założyłem firmę z biżuterią srebrną i ona się powoli rozwijała. W 2002 roku postanowiłem odpocząć od firmy i jej problemów i wyjechałem do Anglii na naukę języka angielskiego. Kiedy już przyjechałem, zobaczyłem jakie możliwości są w moim zawodzie tutaj. W Polsce zaczynała się właśnie recesja w tej branży, więc zamknąłem firmę i postanowiłem poszukać szczęścia w Wielkiej Brytanii.

Od samego początku było to złotnictwo?

Tak.
Miałeś jakieś problemy, żeby dostać pracę w Londynie?

Właściwie nie. Napisałem swoje CV i poszedłem do jednej z firm jubilerskich. Oni je przeczytali i powiedzieli, że właściwie mogę zacząć od jutra. Wtedy stwierdziłem, że skoro poszło mi tak łatwo, to mogę spróbować jeszcze w kilku miejscach, odwiedziłem więc jeszcze kilka innych zakładów. Umówiłem się na różne terminy w trzech firmach i wybrałem najlepszą. Wtedy były takie możliwości – teraz już ich nie ma. Tak się zaczęło i od razu było to złoto i brylanty. W Polsce było to srebro. Tutaj jednak się wiele nauczyłem.

Jaka jest wartość Twoich wyrobów?

Właśnie przed chwilą klientka odebrała ode mnie wisiorek za dziesięć tysięcy funtów – takie są ceny.

Robisz biżuterię na konkretne zamówienia?

Tak. To są moje projekty i moim celem jest to, żeby dostarczać własną biżuterię do sklepów, co już powoli zaczynam robić. W tym kierunku właśnie zdążam. Ta klientka o której wspominałem przyszła jednak do mnie z gotowym pomysłem, bo wiedziała czego chce. Ja zrobiłem resztę

Kiedy zacząłeś pracować w Londynie na własną rękę, pod własną marką?

Cztery lata temu.

Trudno było?

Było ciężko. Trzeba było kupić cały sprzęt. Wynająć pomieszczenia na pracownię. Zaczynasz praktycznie od początku. Pierwszy okres to była spłata długów firmy w Polsce, która zbankrutowała. W tej chwili staram się cały czas wszystko rozwijać patrząc na swoje doświadczenie z klientami oraz doświadczenie w robieniu biżuterii. Tutaj złotnik zajmuje się tylko wykonaniem elementów biżuterii ze złota. Oprawą zajmuje się zupełnie inna osoba. Ja natomiast nadzoruję obie czynności.

Czyli można powiedzieć, że jesteś unikatem na rynku.

Tak, chyba tak. Rzadko ktoś zajmuje się procesem modelowania z wosku, potem odlania konkretnych części i oprawienia kamieni. Ja to wszystko robię sam.

Szefowie dla których pracowałeś ciężko przeżyli twoje odejście?

Nie. Oni wiedzieli, że to musi nastąpić i nawet rok wcześniej mówili mi, że jeśli odejdę to żebym dalej dla nich wykonywał zamówienia i dalej dla nich pracował. Oni widzieli, że miałem coraz więcej klientów i liczyli się z moim odejściem.

Czyli dalej współpracujecie ze sobą?

Tak, dalej mamy kontakty biznesowe.


Kiedy stało się tak, że powstała twoja marka „Martin Oliva”?

Całkiem niedawno. W zasadzie kiedy zacząłem pracować „na swoim”. Wydawała mi się najprostsza i najbardziej rozpoznawalna.

Dużo masz klientów?

Tak, jest ich coraz więcej. Są stali klienci, cały czas dołączają nowi. Planujemy otwarcie sklepu z moimi produktami, także liczymy również w najbliższym czasie na klientów detalicznych. Chcemy się otworzyć na świat.

Praca jest bardzo precyzyjna jak widzę. Nie trzęsą ci się ręce?

Nie, raczej nie. Chyba, że kawy za dużo wypiję

Skąd zainteresowanie złotnictwem?

Ponoć już od podstawówki, chciałem uczyć się fachu złotnika. Ja tego nie pamiętam, ale mama twierdzi, że tak było. A potem to już po prostu poszło. Natomiast gdzieś po drodze planowałem nawet iść na studia. Jednak zaczął kręcić się biznes z biżuterią i wtedy mówię: „Zaraz! Albo studia albo złotnictwo.” Potem pomyślałem, że jednak złotnictwo

Studia złotnicze?

Nie. Studia miały być sportowe na AWFie. Myślałem też o architekturze, bo to też mnie pociąga.

Jednak zostałeś przy złotnictwie.

Tak i jak pokazał wynik ostatniego konkursu na najlepszego jubilera aw Wilekiej Brytanii, było warto.

Fotografie: www.martinoliva.co.uk

Źródło: Cooltura, rozmawiał: Piotr Dobroniak